top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraAnna Betley-Uchańska

Mój dom - moje zasady


Zobaczcie, jak się urządziłam!

Zastanawiacie się, czym kieruję się urządzając własną przestrzeń? Mój dom definiują dokładnie te same czynniki, które biorę pod uwagę projektując dla Was: preferencje estetyczne i potrzeby funkcjonalne naszej rodziny, doświadczenia (te dobre i te złe), jakie zdobyłam mieszkając lub goszcząc w różnych wnętrzach i...budżet. Koszty niezmiennie weryfikują marzenia.


Wizja

Półtora roku temu, jako świeżo upieczona właścicielka dziury w ziemi, która miała być docelowo naszym nowym domem, wiedziałam jedno: urządzę go w stylu , w którym czuje się najlepiej, czyli skandynawskim. Będę więc bazować na naturalnych materiałach i kolorach przełamanych barwnymi, radosnymi akcentami. Z drugiej strony zależało mi na tym, by równocześnie był funkcjonalny, nowoczesny, minimalistyczny. Dodatkowo charakteru miało mu nadać kilka elementów z rodzimego PRL.


Potrzeby

Nie muszę Wam wyjaśniać, że dla mnie wnętrza przede wszystkim muszą być funkcjonalne. To znaczy, że ma się w nich “dobrze” mieszkać. Dlatego urządzałam je z myślą o ich lokatorach, czyli moich dzieciach, mężu, naszych kotach.

Sercem domu jest dla nas zawsze stół w jadalni. Spędzamy przy nim czas podczas wspólnych posiłków, lub zasiadamy wokół niego, grając w planszówki. Ważna jest też kanapa, która pomieści całą moją rodzinę, kiedy mamy ochotę czytać książki, rozmawiać, razem oglądać filmy. Kolejny ważny punkt to wygodna kuchnia, moje królestwo - uwielbiam gotować. Do szczęścia potrzebuję jeszcze miejsca na jogę (zwykle ćwiczę rano, kiedy dzieci jedzą obok śniadanie) i treningi kendo. Ostatnim, ważnym elementem, jaki należało uwzględnić był charakter naszej pracy - obydwoje z mężem często pracujemy w domu - i wiek dzieci. Dom miał być dla nich bezpieczny, ale równocześnie nie stać na przeszkodzie ich naturalnych aktywności (wiadomo, dzieci brudzą). Powinien też z nimi “rosnąć”. Dziś to jeszcze maluchy, ale za parę lat mieszkać z nami będzie para nastoletnich indywidualistów.


Doświadczenie

To “bonus” jaki dostałam z racji urządzania Waszych wnętrz. Doskonale wiem, jakie rozwiązania się sprawdzają, a jakie należy dopracować. Nasz dom nie był też pierwszym naszym lokum. Po latach doświadczeń zdążyłam się już przekonać, jak ważne jest by każdy z domowników miał swój własny pokój. Marzyła mi się również otwarta, wygodna przestrzeń do pracy i uprawiania sportów, oraz garderoba. Na rodzinnej “liście życzeń” były też prywatne łazienki: przy naszej sypialni i duży, kolorowy salon kąpielowy z dwoma umywalkami dla dzieci.

Budżet

Nie zdziwię Was, jeśli powiem, że był ograniczony. Niestety, wchodząc w taką inwestycję, jak wykończenie domu, pieniędzy zawsze jest za mało. Dlatego, z ogromnym bólem serca, musiałam więc wypracowywać kompromisy. Paru rzeczy na których bardzo mi zależało, np. granitowych blatów w kuchni czy szafy zrobionej na zamówienie, nie udało mi się zrealizować. Na razie, zostawiam to na przyszłość.


Realizacja

Pierwsze, co musiałam przemyśleć, to ponadczasowe ustawienie ścian i mebli. Pod tym względem miałam dużą dowolność: dom kupiliśmy jeszcze na etapie, kiedy można było wprowadzić zmiany inwestorskie. Starałam się maksymalnie powiększyć kuchnię wprowadzając zmiany w oryginalnym układ na parterze.

Parter to strefa rodziny, wielką otwarta przestrzeń salonu z aneksem kuchennym i jadalnią oraz cudownym wyjściem na drewniany taras. Zadbałam o to, by poszczególne części tego pomieszczenia były wydzielone optycznie. Właśnie tu znalazłam miejsce na moje ćwiczenia - między kanapą a stołem, na linii drzwi tarasowych - skąd mam idealny widok na ogród i wszechotaczajacą zieleń.

Piętro zajmują sypialnie. Każda wiele mówi o jej mieszkańcach. W naszej dominują spokojne kolory i prostota. Dzieci... miały dużą swobodę przy wybieraniu kolorów i wyposażenia. W efekcie widać, że córkę mam w fazie” cukierkowej księżniczki” zakochanej w pluszakach, a jej brat uwielbia Minecraft i LEGO. Zgodnie z planami udało się nam stworzyć przestrzeń, w której trenujemy sztuki walki i nasze małe biuro - na poddaszu.

Na ścianach naszego domu dominuje kolor biały. Tylko w strefach dziecięcych są kolory. Podłogi utrzymane są odcieniach naturalnego drewna i jasnej szarości.

W wyposażeniu dominuje Ikea, której od lat jestem wielką fanką (pisałam o tym na blogu). Wiele mebli jest z nami od dawna, mimo przeprowadzek i mijającego czasu. Na zamówienie została wykonana tylko zabudowa kuchenna. W poprzednim mieszkaniu miałam lakierowane fronty. Ich utrzymywanie w czystości było męczące. Zwłaszcza wycieranie śladów małych, lepkich rączek. Postawiłam więc na fornir dębowy. Blaty również są dębowe i tylko szafki przy oknie są wykonane z MDF w kolorze skandynawskiego błękitu. Ten element bardzo odciąża wizualnie całość zabudowy. Jest lekki i trochę przewrotny.

Do salonu wprowadziłam elementy PRL: wyszukaną na OLX-ie oryginalną komodę z lat 70tych. Pięknie komponuje się z .ponad 100 letnim żyrandolem po mojej babci i dębową “jodełką” na podłodze.


Trudne wybory

Po wcześniejszych doświadczeniach z panelami laminowanymi zależało nam na drewnianych podłogach i wielkoformatowym gresie, który wyglądałby maksymalnie naturalnie. Jestem zakochana w produktach Tubądzin. Seria Industrio jest w większości miejsc jako baza (posadzki, łazienki). W kuchni natomiast postawiłam na klasyczny wzór marmuru Paris Madeleine. Zaszalałam tylko w łazience dzieci. Od pierwszego wejrzenia absolutnie zachwyciły mnie pasiaste, kolorowe płytki Vives. Tu nie było miejsca na kompromisy! Zakupiłam 10 metrów i do ostatniej chwili nie mogłam się zdecydować czy wylądują na ścianach czy na podłodze. Wygrał pragmatyzm. Sprawdziłam, że się rysują, poszły na ścianę.

Drugim zrealizowanym marzeniem, na które się uparłam i mimo znaczących kosztów udało się to przemycić w budżecie, była skandynawska tapeta firmy Boras. Skradła moje serce cztery lata wcześniej, kiedy wypatrzyłam ją u znajomych. W ciemno zamówiłam 4 rolki i potem długo biegałam z nimi po domu przymierzając w różnych miejscach aby wybrać to idealne. Nieoceniona jak zwykle Róża zadecydowała, że ma być w jadalni, za stołem, a na niej mam wyeksponować podarowane przez klientkę grafiki z lat 50tych.

Całkiem sporo elementów takich jak baterie, lampy, meble, niektóre płytki udało mi się odkupić, lub dostać po remoncie od klientów. Dzięki temu mają drugie życie. Wannę Villeroy&Boch wystarczyło spolerować, wyczyścić i wygląda jak nowa. Podobnie z bateriami Hansa, które odkamieniliśmy, wymieniliśmy sitka i uszczelki. Mikro łazienka na parterze jest wynikiem zbieraniny pobudowanej.

Dużym wyzwaniem były barierki. Klasyczne niskie tralki mi się nie podobają :) Biegnące przez trzy kondygnacje rurki wydawały się idealne. Wyglądają tak jak sobie wymarzyłam, niestety mają parę mankamentów funkcjonalnych i bardzo trudno było nam znaleźć rzetelnego wykonawcę.

Zależało nam na kosztownym ogrzewaniu podłogowym na parterze, rekuperacji i klimatyzacji na poddaszu. Dlatego w pozostałych elementach musiałam szukać oszczędności (o tym, jak możecie to zrobić sami, pisałam już na naszym blogu). Dzięki paru trikom udało nam się w ten sposób znaleźć naprawdę dobre produkty, w niskich cenach. Baza tj podłogi, gresy, zabudowy meblowe, okładziny schodów, wykonana jest z markowych, dobrych jakościowo produktów a elementy łatwo wymienialne są już tańsze np. meble IKEA.

Długo szukaliśmy idealnej kanapy. Padło na Agata Meble, narożnik Coast. Idealny kompromis wizualny, cenowy i funkcjonalny. Jest fantastycznie wygodna.

W jadalni miał królować stół i dzieciodporne krzesła. I znowu wygrała Ikea. Dla nas stół jest idealny pod każdym względem: niedrogi, piękny wizualnie, drewniany, bardzo wygodny i nierozkładany przez co stabilny. Z krzeseł też jestem bardzo zadowolona. Wygodne, łatwo zmywalne, powstałe z materiałów z recyklingu. Niezwykle ucieszyło mnie, kiedy znalazłam je również w mojej ulubionej realizacji Domu Barmana!

Mój dom - moje zasady

Nie chciałam, aby dom wyglądał jak produkt z katalogu. Miało być przytulnie i wygodnie a nie idealnie, pod linijkę. Długo wykłócaliśmy się więc z ekipą remontową aby zostawić tynki bez gładzi. Dodatkowo przetarliśmy je ostra szczotką i sami malowaliśmy aby nie było zbyt idealnie :). Nie lubię połysków zarówno ze względów wizualnych jak i użytkowych. Wszystkie powierzchnie są więc matowe.

Ku zdziwieniu części naszych gości świadomie zrezygnowaliśmy również z kominka - z powodów ekologicznych.







302 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page